czwartek, 11 września 2014

Warsztaty fotografii studyjnej.



Prywatne, indywidualne warsztaty prowadzone przeze mnie dały następujące efekty. Zapraszam na bloga klientki:


http://bognaszalkowska.blogspot.com/?view=classic


Mógłbym napisać więcej ale chyba widać, a jak widać to po co pisać...

i  jedno zdjęcie zadowolonej   kursantki;)



piątek, 5 września 2014

Standard i wszystko jasne.

Tak jak zapowiadałem, będzie seria rozważań o sprzęcie. Oto kilka uwag o najważniejszym z obiektywów, pierwszym jaki powinien znaleźć się w kolekcji każdego fotografa.

Standard to potoczna nazwa obiektywu o kącie widzenia 40 stopni liczonym wzdłuż zdjęcia. Magia tego obiektywu tkwi już w samej geometrii bo okazuje się, że długość jego ogniskowej - 50mm, odpowiada przekątnej klatki o wymiarach 24x35mm. Nie jest to przypadek ponieważ format ten o proporcjach boków dwa do trzech, jest głównym w fotografii od ponad stu lat i pomimo prób wprowadzania innych standardów, trzyma się mocno. Tak więc, to dla tego formatu, dziś określanego jako pełna klatka lub full frame, obiektyw nasz, określany też jako "pięćdziesiątka" został wymyślony i tylko dla tego formatu klatki działa jego magia.

Pięćdziesiątka to skarb. Jest jak alfa i omega. Od niej powinno się zaczynać i ona z reguły towarzyszy wiernie fotografowi u szczytu kariery (gdzieś około jego nomen omen 50 urodzin i zawsze potem. Początkujący jej nienawidzą, stare wygi kochają. Wiele na jej temat napisano ale niewiele z sensem. Głównie to, że standard "nie zniekształca" daje "naturalną" perspektywę" i tym podobne, akademickie zaklęcia.

Przez lata zastanawiałem się co właściwie oznacza "nie zniekształca". Wszak dobre obiektywy o znacznie krótszej jak i znacznie dłuższej ogniskowej także "nie zniekształcają".
 Przed laty, pewien starszy fotograf, powiedział mi że standard ma pole widzenia podobne do ludzkiego oka. Brzmiało mądrze, ale potem uświadomiłem sobie, że to też nie wyjaśnia sprawy.

 Ludzkie oko, a właściwie skombinowane pole widzenia obu ludzkich oczu to ponad 180 stopni a obiektywu standardowego tylko około 40 stopni. Siłą rzeczy, pole ludzkiego widzenia to pole obiektywu typu rybie oko o ogniskowej 8 mm przez który fotografujący widzi własne buty (albo brzuch)! Co ma więc standard wspólnego okiem? Z okiem niewiele, ale za to dużo z widzeniem a raczej postrzeganiem. Czyli z czymś, co możemy określić nie jako pole widzenia, ale jako pole zainteresowania.

 I rzeczywiście, prostokąt jaki widzi aparat ze standardem określa tę przestrzeń którą, bez rozglądania się, możemy kontrolować, to znaczy rozpoznawać znajome przedmioty bez specjalnego przyglądania się im, rozumiemy znaczenie wzajemnego ich położenia, cel ich ruchu, sens wydarzeń oraz poprawnie postrzegamy barwy. Odpowiada też standard ekranowi który ogarniamy oglądamy ze swoich ulubionych miejsc na sali kinowej.
 Standardem "malowali" wielcy malarze. Gioconda jest namalowana pięćdziesiątką i niemal wszystkie fotograficzne cuda Vermeera także. Nawet Panorama (sic!) Racławicka jest "standardowa". 
Oczywista wydaje się więc definicja, że pole widzenia tego obiektywu to po prostu przestrzeń "robocza", wzroku człowieka zawarta pomiędzy dłońmi wyciągniętych przed siebie rąk..

Wygodne to i naturalne, prawda? Dlaczego więc początkujący fotografowie nie cenią tej cudownej pięćdziesiątki. Powinni, choćby za to, że w wizjerze aparatu z tym obiektywem widzą przedmioty w skali takiej mniej więcej, jak gołym okiem. Komponowanie obrazu jest więc naturalne i intuicyjne. Dlaczego więc, mając do wydania pierwsze pieniądze na lepszą optykę z reguły sięgają po obiektyw szerokokątny? Teleobiektyw? Zoom? Dlaczego?
Można powiedzieć, że tu mści się największa zaleta standardu - jego zwykłość. Fotka robiona standardem nie wygląda jak "dzieło" jak "fotka", tylko jak okno na rzeczywistość. A rzeczywistość bywa w rozumieniu początkującego zwykła a więc nudna. Standard bowiem nie nadaje zdjęciu tego czegoś specjalnego, czegoś optycznie wyjątkowego, świadczącego efektownie o "fotograficzności" obrazu. Jest wierny a więc dla żółtodzioba mierny. Piszę to bez poczucia wyższości bo przećwiczyłem to na własnej skórze. Dziś już wiem, że na bezludną wyspę zabrałbym standard.

Do czego nam się to cudowne szkło przyda?
 Pięćdziesiątka przyda się do prawie wszystkiego.
  •  do portretów; od popiersia do całości 
  • szczególnie przydatny jest w fotografii tzw. lifestyleowej przedstawiającej ludzi w ich otoczeniu, wnętrzach i aktywnościach takich jak hobby czy rzemiosło. 
  • nadaje się do zdjęć przedmiotów i aranżacji,
  •  zdjęć grupowych
  •  w reportażu, do dokumentowania relacji między ludźmi, ich rozmów, wspólnych czynności, 
  • dzieci w zabawie.
W fotografii ulicznej standard jest znakomitym "podglądaczem" zdarzeń, narzędziem pozwalającym pokazać zarówno sytuację jak i dekorację czyli tło, środowisko w którym się rzecz odbywa, przy jednoczesnym zachowaniu pewnego dystansu, dającego wrażenie bycia widzem a nie uczestnikiem zajść.
To jest bowiem istota fotoreportażu który przemawia najpełniej wtedy, gdy jest raportem zdawanym przez bezpośredniego świadka lecz z pewnego dystansu. No dobrze, to nieco górnolotne i może nie przekonywać.

 Użyję więc argumentu odwołującego się nie do rozumu ale estetyki i skąpstwa jednocześnie. Oto, standard jest relatywnie najtańszym obiektywem, którym możemy zrobić po prostu fajne zdjęcia. Rozumiecie, te fajne. Wieczorem, przy magicznym świetle latarni czy tego cudownego zimno-ciepłego światła nieba po zmierzchu. Przy świeczce, przy i-phonie . I bez ordynarnego liszaju flesza na pierwszym planie. Dlaczego? Bo standardy są jasne. To oznacza że maja dużą soczewkę, która przepuszczają dużo światła i to światło jest tanie. Zaledwie kilkaset złotych kosztuje nas zamiana wieczoru w dzień, świeczki w ognisko, latarki w reflektor.

Co jeszcze? To cudowne coś, rozmycie tła, które tak podoba wam się w profesjonalnych portretach. To efekt małej głębi ostrości, subtelne narzędzie do separacji planów, które zawdzięczamy właśnie jasności pięćdziesiątki. To także mamy w rabacie. Do tego ostrość i ogólnie wysoka jakość obrazu pozwalająca nam na stosunkowe bezstratne kadrowanie, w pewnym stopniu zastępujące użycie obiektywu o dłuższej ogniskowej takiego jak 85mm, zwanego potocznie portretówką a który do portretu przydaje się rzadziej od standardu.

I na koniec małe ogłoszenie :)

Wszystkich chętnych zapraszam na spotkanie ze mną i stylistką Elizą Mrozińską oraz redakcją Mojego Mieszkania na Warszawa Design Festiwal -  w Soho Factory ul.Mińska 25,  spotkania odbędą się w trzech turach: godz. 11.15-12.45, 13.15-14.45, 15.15-16.45 (obowiązuje kolejność przyjścia). Czekamy!







 cdn