Berlińska tunelbana czy sznelbana. Nie pamiętam.
Któryś już dzień fotografowania Berlina z okazji 10-lecia ZBURZENIA MURU.
Rozumiecie, Berlin 2000. Reportaż dla magazynu turystycznego Podróże. Ma być wszystko.
Boom budowlany, handel, kultura, ulica, resztki komuny i ludzie, ludzie i jeszcze raz ludzie.
Tak więc jestem na łowach. Metro też dobre. Potrzebuję coś z publicznego transportu, ale w wagonie nic godnego uwagi nie ma. Kreuzberg.
Na przeciwko mnie na siedzeniu przysiada człowieczek. Hobbit, księgowy, kasjer.... Ma komicznego zeza a okulary naciśnięte tak ciasno, że uszy odstają mu jak nietoperzowi. Siada i patrzy, zezuje. Posapuje z lekka i pociąga nosem jakby mnie obwąchiwał. Przygląda się moim aparatom.
Jak zwykle, mam trzy Olympusy z trzema różnymi szkłami 100, 50, 24. Ledwo je widać, bo wiszą na ramieniu, po lewej między mną a ścianą wagonu, ale on je widzi. W ogóle, chyba ciekawię go. On mnie nie mniej. Patrzy wyczekująco i "węszy". Jest spostrzegawczy i czujny.
Wie jak sam wygląda i wie że chcę mu zrobić zdjęcie.
Wiem to. On wie. Jedziemy. Jeśli zacznę grzebać przy Olympusach to zwieje, zasłoni się albo zrobi awanturę. Albo zacznie pozować i nici z fotki. Nie ma jak...Odzywa się we mnie żyłka łowiecka. Mam jeszcze jeden aparat na szyi. To Konica Hexar. Cud tamtych czasów. Profesjonalny kompakt z fantastycznym autofocusem i genialną jasną trzydziestkąpiątką. Obiektyw odrobinkę za szeroki, ale za to jest szansa na błyskawiczną pewną technicznie fotkę. Zaraz moja stacja. Postanawiam, że wstając nacisnę gościa w locie i wyjdę. Może nie skoczy za mną choć na pewno zauważy.
I nagle, hobbit ziewnął. Tak mocno i smacznie, że aż się zatrząsł.
Gdy otworzył oczy, Hexar wisiał na swoim miejscu. Wstałem rozwiesiłem w zwykłym porządku Olympusy i ruszyłem ku drzwiom. Wychodząc na peron, usłyszałem jeszcze wypowiedziane zaaferowanym szeptem słowa:
WIDZIAŁEM CO ZROBIŁEŚ...
Odwróciłem się. To był jakiś standardowy Niemiec. Uniósł karcąco brwi, pokiwał głową i poszedł. Po chwili dopiero uświadomiłem sobie że odezwał się po angielsku. Na pewno po angielsku, bo po niemiecku bym nie zrozumiał. Czemu? Nie wiem do dziś. :)